Kram z różnościami czyli o rodzince i pasji w tleKategorie: Rodzicielstwo, Zainteresowania, Ciąża Liczba wpisów: 6, liczba wizyt: 27611 |
Nadesłane przez: Mml dnia 06-02-2013 12:35
Troszkę mnie nie było, a jak mogłam siąść przed laptopem to trudno było mi się zebrać do czegokolwiek. A tak wypadki chodzą po ludziach, a że ludź jestem to i mnie dopadło. Zwykłe wyjście na zakupy skończyło się na upadku. Na szczęście nie było ze mną Bartunia bo pewnie skończyłoby się to dużo gorzej. Na odszkodowanie nie mam co liczyć bo właściwie nic mi się nie stało, dodatkowo upadłam na schodach kładki nad torami, której właścicielem jest PKP natomiast za utrzymanie w czystości odpowiada miasto. Oni bronią się, że to nie ich wina, bo tego samego dnia był usuwany śnieg a pozostały lód musiał powstać później i uparcie twierdzą, że nie muszę przechodzić przez kładkę. No tak niby nie muszę, ale bez samochodu nadrabiać 3,5 km do najbliższego sklepu jakoś nie uśmiecha mi się jak mogę zakupy zrobić kilkaset metrów od domu. Oto nieszczęsne schody, zdjęcie co prawda z poprzednich wakacji zrobione od tak sobie:
Po tym nieudanym zjeździe na tyłku, wylądowałam jeszcze tej samej nocy w szpitalu z kolką nerkową. Cóż zruszyły się kamyki i dały o sobie znać. Kto miewa takie coś ten wie jak to boli, Osobiście wolę rodzić niż przechodzić przez to. Za dużo mi nie pomogli, podawali jedynie rozkurczowe środki i słabe przeciwbólowe z uwagi na ciążę, a ja ze łzami błagałam o zastrzyk z czymś silniejszym. Przeleżałam kilka dni i jak atak minął wypisali do domu z zaleceniem leżenia. Dziecko o dziwo przez ten czas było w miarę spokojne i prawie mogłam stosować się do zaleceń. Myślałam, że na tym się skończy ale po kontroli położyli mnie spowrotem na trzy długie dni. długie bo w szpitalu zakaz odwiedzin z powodu grypy i czułam się jak na oddziale zamkniętym. Plusem drugiego pobytu było dokładne USG. Z ciążą na szczęście wszystko wporządku, rozwija się prawidłowo, tylko jak to pan doktor powiedział: "seksa nie wiedać bo pupą się wywróciło".
W tym czasie nadrobiłam zaległości z wyszywaniem, za dużo wolnego czasu a musiałam się czymś zająć bo można było paść z nudów. Porzuciłam na trochę pomysł z grafikami i zajęłam się wyszywaniem metryczki dla Bartunia. W końcu wszystkie dzieci w rodzinie bliższej i dalszej obdarowałam obrazkami, tylko moje dziecko mając już 1,5 roku nie ma takowej.
Nadesłane przez: Mml dnia 17-01-2013 21:00
Dzisiejsy dzień to prawie czarny czwartek. Jeszcze dobrze nie minął ranek a tu polecony z wypowiedzeniem z pracy. Jak przeczytałam to nie mogłam uwierzyć, firma w której pracowałam kilka lat przestaje istnieć. Kryzys nie oszczędza nikogo nawet tych małych przedsiębiorców. I tak będąc na wychowawczym zostaję bezrobotną, nic to mam jeszcze z rok na znalezieie czegoś nowego, bo przynajmniej pół roku chcę posiedzieć z nowym członkiem rodziny (ewentualnie członkinią a to się może okaże 1 lutego).
Prawie czarny czwartek bo spotkała mnie też miła niespodziewajka. Kurier popołudniu przywiózł paczkę. Całkowicie zaskoczona przyjełam i z lekką obawą czy to nie bomba ( nie cykało, a niuniuś już nią zdążył potrząść odrobinę) otworzyłam. A tam Przyprawy i pojemniczki na przyprawy, jak się okazało wygrana w konkursie tutejszym, o którym zapomniałam całkowicie. Po porannych rewelacjach ucieszyłam się jak Bartuś gdy ogłąda "Krecika". Taki miły akcent na resztę dnia.
Tak mi teraz przypomniała się Budka Sufleraz z utworem "Jest taki samotny dom". Po burzy przyszedł spokój tyle że mnie budzi Bartuś słodkimi i soczystymi buziakami a nie ptaki.
Nadesłane przez: Mml dnia 16-01-2013 12:58
Sukces połowiczny, mężuś nie pali już w domu i trzyma się ganku, niestety nie zaprzestał całkowicie. Choróbska i nas nie omineły. W poniedziałek przychodnia, później zostawiliśmy część wypłaty w aptecea mały pluje syropkami na odległość. Nie pomaga maskowanie ich w jedzeniu czy soczku, uparcie odmawia, nawet nie działa błaznowanie w wykonaniu mamy. A ja w między czasie zabrałam się za wykańczanie pokoiku dla Bartuchy. Po niedawnym zalaniu ściany i doprowadzeniu jej do stanu możliwego, wymyśliłam, że przydałyby się jakieś obrazki na niej. Na razie wyszedł jeden krasnal, będzie ich więcej tyle że w nocy jak mały uśnie na dłużej, bo nie chcę ryzykować żeby póżniej kupka była w kolorach tęczy.
Od poniedziałku wielkanocnego rozpocznie się ślubny maraton. Mamy zaproszenia na kwiecień, czerwiec i lipiec. A plany mają jeszcze trzy pary. Napewno pojdziemy na wesele kwietniowe a co do reszty to raczej tylko do kościoła. Po pierwsze finansowo nie wyrobimy a po drugie termin mam wstępnie na 22 lipiec, więc nie pobawię się nawet nie mówiąc o dylemacie w co się ubrać. W ramach prezentu, zamiast kwiatków podarujemy krzyżykowe grafiki z serii Ty Wilsona. Proste i szybkie, za to napewno przetrwają dłużej niż bukieciki.